Jest cenioną francuską pisarką.
Beata de Robien właśnie wydala pasjonująca biografie córki Stalina, Swietłany.
Pojawia się w najważniejszych francuskich mediach Odbierając od Akademii Francuskiej główną nagrodę za powieść „Fuga polska”, usłyszała, że choć wyjechała z polski,Polskę uczyniła bohaterką swoich książek.
Wywiad Remigiusz Grzeła Link do artykulu
Pani biografia Swietłany Alliłujewej, córki Stalina, zaczyna się scena jej „wyzwolenia”. Jest 6 marca 1967 roku. Swietłana jest gościem ambasady radzieckiej w New Delhi. Ma 40 lat. I nagle myśli, że teraz albo nigdy jej matka znalazła tylko jedną drogę ucieczki z kraju terroru – samobójstwo. Swietłana chce być wolna. Wyzwoliła się?
Matka nie miała innego wyjścia, Stalin nigdy nie dałby jej rozwodu. Swietłana ucieka kilkanaście lat po jego śmierci. Wszystko, co robiła, było bez zastanowienia. Najpierw przebijała głową mur, a potem patrzyła, jakie są konsekwencje. Wybrała życie na Zachodzie, ale nie rozumiała, że Ameryka kieruje się pieniędzmi i opinią publiczną. Kiedy wydała swoją pierwszą książkę, zarobiła niebotyczna sumę. Wszystko roztrwoniła. Nawet nie miała konta w banku. W Rosji niczego jej nie brakowało. Nie wyobrażała sobie, że Zachód wcale nie jest wolnością. Kiedy media się nią interesowały, mówiła. że przecież można zabronić paparazzi dalszego jej śledzenia. Dostałam dostęp do akt FBI i CIA. Zrozumiałam, że zawsze była śledzona. Najpierw w ZSRR przez KGB, a później na Zachodzie przez Amerykanów. Bali się, że przejmie ją rosyjski wywiad. Czytałam te dokumenty i byłam przejęta. Nocami wydawało mi się, że NKWD dzwoni do drzwi. Zrozumiałam jej strach, chociaż była jedyną osobą w Rosji sowieckiej, która długo się nie bała.
Ameryka była dla niej bardzo trudnym doświadczeniem.
W Związku Radzieckim zostawiła dzieci.
Syn miał 22 lata i był żonaty. Córka miała niecałe 17. To była dla Swietłany tragedia. Na pewno bała się, że staną się zakładnikami. Nie wiedziała, na co ich naraża.
Zostawiła los „czerwonej księżniczki Pani tak ja postrzegała?
Miała wykształcenie, jakie miały tylko ostatnie carówny. Prywatnych nauczycieli niemieckiego, angielskiego, francuskiego. Guwernantki, kucharzy, nianię, która ją ubierała i czesała.
Kiedy chodziła do szkoły, nie wiedziała, że tylko jej klasa jest myta, bo w ZSRR brakowało wszystkiego, nawet mydła. Nawet skromnie ubrana, była lepiej ubrana od koleżanek.
Dla mnie przejmujące w pani książce były te fragmenty, w których nastoletnia Swietłana uświadamia sobie, że różne osoby z jej otoczenia znikają. Również rodzina. Koleżanki zwierzają się, że któreś z rodziców zostało aresztowane. Postanawia pomóc. Ale chyba nie miała pełnej świadomości groźby?
Zauważała, że ludzie w dziwny sposób znikają. Ale w kontaktach z ojcem była dość naiwna. Mówiła „Powiedz wujkowi Berii, że ojciec mojej koleżanki jest niewinny. Nie chciałbym, aby ciebie zatrzymano”. Nie wiedziała, jak groźny jest jej ojciec. Swietłana nie mogła przypuszczać, że rozkaże wyrzucić te koleżanki ze szkoły. Stalin wmówił społeczeństwu, że NKWD ma osobne zarządzenia, na które on nie ma wpływu. Dlatego tysiące ludzi pisało do Stalina, żeby go „uświadomić”, co się dzieje w kraju. Patrzył na córkę z miłością. Gładził po włosach i mówił : „ Wróbelku, jakie ty masz dobre serduszko”. Kiedy NKWD zatrzymało jej ciotkę Zenie, kiedyś kochankę Stalina, i córkę Żeni, Kirę, zapytała ojca: „Dlaczego?”. Usłyszała: „Jak jeszcze raz postawisz takie pytanie, też pójdziesz do więzienia.”. Ale wtedy była starsza. Między nią a ojcem była już przepaść, bo zdążył zesłać do gułagu jej ukochanego aktora Aleksieja Kaplera.
Kapler był miłością jej życia?
Tak mówiła, ale wszystko popsuła. Bo Swietłana zawsze wszystko psuła. Chciała być kochana, mieć rodzinę, ale czy była do tego zdolna? Została ta małą dziewczynką, do której ojciec mówił: „Dlaczego masz o coś prosić? Rozkaż”.
Opowiada pani Swietłanę równ ieź przez watki polskie, choćby jej przyjaźń z pisarzem Jerzym Kosińskim. Był dla niej ważny?
Jedną z najważniejszych dla niej książek był „Malowany ptak”. Utożsamiała się z tym chłopcem z powieści Kosińskiego, który w barbarzyńskim społeczeństwie próbuje przeżyć lata wojny. Kosiński przypominał jej Kaplera. Obaj mieli wyobraźnię i dowcip. Kiedy się ich słuchało, świat przestawał istnieć. Kosiński był jako dziecko zafascynowany Stalinem. Wchłonął propagandową lekcję Teraz trzymał w ramionach jego córkę. Przed laty studiował na uniwersytecie w Moskwie i wyobrażał sobie, co byłoby, gdyby wtedy ją spotkał. Czy jak Kapler zostałby zesłany na Syberię? Samobójstwo Kosińskiego wstrząsnęło Swietłaną. Wiem od Olgi, córki, którą urodziła w Ameryce w 1971 roku, że myślała o samobójstwie w kolejne rocznice śmierci matki. W rocznice śmierci ojca przeprowadzała się, żeby czymś zaprzątnąć głowę. Przy życiu trzymała ją Olga.
Córka Swietłany po latach zmieniła imię. Dlaczego?
Długo nie wiedziała, kim jest. Miała mamę, która trochę piła i mówiła, że wyjdzie z nałogu, bo na alkoholizm umarł jej brat. Mama kłóciła się z nią, wyzywała, ale nigdy nie mówiła po rosyjsku. Powtarzała, że nienawidzi swojego kraju. Kiedy Olga skończyła 11 lat, a jej szkołę oblężyli paparazzi, Swietłana pokazała jej zdjęcie z gazety, na którym w towarzystwie Trumana i Churchilla był Stalin. Powiedziała: „Ten z prawej to twój dziadek”. Kiedy Olga miała 13 lat, Swietłana zabrała ją do Rosji: „Masz dużą rodzinę, poznasz brata, siostrę, kuzynów”. Ale nikt nie chciał z nią rozmawiać. Była Amerykanką, która się uśmiechała. Olga nie wiedziała, że życie nie nauczyło Rosjan uśmiechania się. Zbliżyła się z matką, kiedy ta zaczęła chorować. Nie ma dzieci, z wyboru. Zmieniła imię, bo nie chce mieć korzeni.
Biografię Swietłany zadedykowała pani swojemu dziadkowi.
Dziadek, który przed wojną był profesorem we Lwowie, był w gułagu 12 lat. Wrócił do Polski w 1956 roku. Dzień po śmierci Stalina więźniowie dostali zupę ze skwarkami. Tak dowiedzieli się o jego śmierci – poczuli jakąś zmianę na lepsze. Zadedykowałam mu książkę, bo mam wyrzuty sumienia, że nigdy go właściwie nie pytałam. Był małomówny. Zastanawiało mnie, dlaczego ma potrzebę pracować po 14 godzin dziennie, na dwóch etatach. Rano pracował w jakimś archiwum, a po południu szedł do drukarni „Gazety Krakowskiej”. Myślę, że ludzie po takich doświadczeniach, po Syberii, nigdy już nie będą tacy, jak dawniej, trzeba lat, by powrócili do życia.
[…]Rozmawia Remigiusz Grzeła Zdjęcia Rafał Masłow Zwierciadlo 1/2017