Wywiad w viva.pl prowadzi Krystyna Pytlakowska
Znaliście historię Swietłany?
Polka, która od wielu lat mieszka we Francji, gdzie wyszła za mąż za hrabiego de Robien a tym samym stała się hrabiną. Ale nie przywiązuje do tego wagi. Bardziej zależy jej, by kojarzono ją z zawodem pisarki. To ona jest autorką książki o Eleonorze Roosevelt: „O jej zadufaniu w Stalinie, ale też o generale Sikorskim i Mikołajczyku. Ustrój stalinowski nie trwałby tak długo, gdyby na Zachodzie nie odbierano go z takim entuzjazmem”, mówi Beata de Robien.
W tych dniach ukazała się w wydawnictwie Sonia Draga jej następna książka „Przekleństwo Swietłany. Historia córki Stalina”.
Wybiera sobie pani trudne tematy, nie do końca poznane.
Wybieram takie, które mnie interesują. Stalin był w Polsce bardzo znienawidzony. Chciałam nabrać większego dystansu, żeby go zobaczyć pod innym kątem, A jednak kiedy pytano mnie w Moskwie, o kim piszę i powiedziałam, że o córce Stalina, ludzie przestawali ze mną rozmawiać mówiąc, że to nimfomanka i wariatka. Odpowiadałam że tak twierdził Kosygin, któremu zależało, by przedstawiać ją w jak najgorszym świetle. Moim zdaniem wariaci nie uciekają z kraju tylko zostają, bo im tam dobrze. A Swietłana wyjechała na Zachód i tam próbowała ułożyć sobie życie. Chociaż takich przywilejów jakie miała w Rosji nie miał nikt. Była przecież córką Wodza. Zrezygnowała z tych przywilejów jako trzeźwa i inteligentna osoba.
Patrzyła na ojca bardzo krytycznie?
Z wielką miłością ,ale gdy dowiedziała się kim jest – z rozpaczą. Bo cały czas miała za niego poczucie winy i równocześnie wiedziała, jak bardzo ją kochał. Swietłana jest postacią tragiczną, ale bardzo ciekawą psychologicznie i historycznie. To przecież były prawie nasze czasy. Polacy bardzo ucierpieli przez politykę Stalina. Moja rodzina również. Dziadek przez dwanaście lat przebywał na Syberii. Potem była zimna wojna, czyli całkiem niedawno a w 1967 roku Swietłana uciekła przez Indie do Anglii a z niej do Ameryki. I nikt tego nie nagłośnił poza radiem Wolna Europa.
Pani była wtedy w Polsce?
Tak. I wtedy już Stalin zaciekawił mnie jako ojciec i mąż. Uważałam, że to niesamowite pokazać go jakim był w rodzinnym gronie, jakie miał uczucia. On też nie był wariatem, tylko bardzo złym człowiekiem, któremu poprzez władzę wszystko było wolno.
Przeczytałam pani książkę. Udało się pani Stalina ani nie wybielać ani specjalnie nie krytykować.
Trzymałam się faktów, a fakty mówią za siebie. Swietłany też nie wybielam ani nie atakuje – pokazałam ją na tle epoki.
Zetknęła się pani z nią osobiści?
Nie, chociaż mogłam, bo kiedy byłam w Stanach, ona mieszkała w Princeton. Bardzo dużo opowiadał mi o niej Jerzy Kosiński. Między nimi istniała wielką zażyłość i przyjaźń jako dwojga emigrantów. Obojgu się wydawało, że biega za nimi KGB i bezpieka, co zresztą było prawdą. Cały czas ich śledzono. A ją próbowano uprowadzić. Są na to dokumenty CIA, ale najwięcej mówił mi Kosiński, który nie był może zbyt obiektywny, ale miał ogromną wiedzę na temat córki Stalina. Oczywiście wszystko trzeba było dokładnie sprawdzić. Sprawdzałam więc dokumenty, listy, przestudiowałam nagrania. Dotarłam do niektórych członków jej rodziny, bratanków, ciotek, które jeszcze żyły w Moskwie. Nad tą książką pracowałam trzy lata.
Mało kto wie, że żona Stalina – Nadia popełniła samobójstwo zostawiając kilkuletnią Swietłanę. Pani to opisuje szczegółowo.
Nie wiedziano o tym, bo był zakaz mówienia o tej śmierci. Rosjanie inaczej patrzą na samobójstwa niż my. Dla nich to była zdrada, a dla nas tragedia rodzinna i dramat wewnętrzny. Stalin więc odrzucał wspomnienia o żonie, bo według niego go zdradziła. Nawet najlepsze przyjaciółki Nadii miały jej za złe to, co uczyniła swoim dzieciom. Nie współczuły jej tylko potępiały.
Co pani sprawiło największą trudność przy pisaniu tej książki?
Sprawdzenie wszystkiego, co Swietłana mówiła o sobie, z faktami, bo często pamiętniki więcej kryją niż odsłaniają. Trudność polegała więc na tym, żeby znaleźć klucz do tego, co trafiło w moje ręce, a potem tak to napisać, by dobrze i wartko się czytało.
Udało się to pani. Po prostu ubrała pani fakty w fabułę.
Fakty nie, tylko opowieści o nich. Tu wszystko jest prawdą, a ja podaję źródła każdego opisanego wydarzenia.
Czytaj dalej na viva.pl
Kto jeszcze czytał tę książkę, zanim pani oddała ją do druku?
Zawsze czyta mój mąż, który jest moim najsurowszym krytykiem. On jest Francuzem i jeśli czasem nie rozumie jakiegoś zdania, to wiem, że należy je poprawić.
Pani najpierw pisze po francusku?
Książkę tłumaczyła Bożena Sęk, świetna tłumaczka.
Urodziła się pani pisarką?
Pracowałem kiedyś w wydawnictwie jako dokumentalistka i dużo pisałam przynosząc gotowy materiał dla autora – historyka. A on nie zmieniał w tym nawet przecinka. Pomyślałam więc, że skoro tak dobrze piszę to sama zostanę pisarką. Wtedy już mieszkałam w Paryżu, dokąd wyjechałam, by studiować na Sorbonie historię. W Polsce studiowałam filologię polską i romańską i miałam nawet zrobić doktorat. Powtarzam za moim profesorem, że historyk nie może pochodzić z żadnego kraju i z żadnego czasu. Musi być ponadczasowy, ale i tak w każdej mojej historycznej książce przemycam coś o Polsce.
Ale była pani krytyczna wobec rzeczywistości i dlatego wyjechała?
Bardzo byłam krytyczna. Pozostawałam zresztą pod dużym wpływem Piwnicy pod Baranami i przejęłam ich sposób śmiania się ze wszystkiego i ich dystansu do życia.
Jest pani więc Krakowianką z tytułem hrabiowskim.
Tytuł hrabiowski to po mężu. We Francji kobiety tylko po mężu noszą tytuły. Tytuły przechodzą na synów, a córki hrabiego już nie są hrabiankami. W Polsce było inaczej, bo to wpływy Habsburgów. Ale tytuł to więcej obowiązków niż przywilejów. On zobowiązuje i trzeba dużo robić dla ludzi. My z mężem zajmujemy się w naszej wiosce szkolą założoną przez jego babcię sto siedem lat temu. Mieszkamy w Bretanii, organizujemy tam kiermasze i dbamy o kontrakty z edukacją narodową.
Jak pani poznała swojego męża? Gdzie można spotkać hrabiego?
Spotkaliśmy się na balu, jak na hrabiego przystało. Ja wtedy miałam na koncie napisane już trzy sztuki teatralne, a on lubił teatr. Odbieraliśmy na podobnych falach. Do dziś istnieje między nami duże porozumienie.
Czy pani lubi swoją bohaterkę Swietłanę?
Myślę, ze biograf nie musi lubić swojego bohatera. A nawet lepiej, żeby go za bardzo nie lubił, bo nie będzie obiektywny. A Swietłana to taka kobieta, która wszystko robiła bez zastanowienia. Każdy jej związek z mężczyzną był z góry skazany na porażkę, a zaczęła od żonatego. Miała wtedy szesnaście lat. Stalin zareagował wysyłając jej ukochanego na 10 lat na Syberię. Ale chylę przed nią czoła, że to wszystko zostawiła i na znak protestu przeciwko komunizmowi wyjechała. Zagrała tym Rosji na nosie. Nigdy jej tego nie wybaczyli.
Pisała pani dla określonego wydawcy?
Nie, chociaż teraz nową książkę piszę już dla konkretnego wydawcy i czuje się trochę tym związana. Nie mogę sobie pozwolić na przykład na żartobliwy styl ,jak to się działo w przypadku „córki Stalina”.
Co by pani powiedziała Swietłanie gdyby się pani z nią spotkała.
Poradziłabym jej, żeby była bardziej refleksyjna i rozważna w zachowaniu. Żeby zastanawiała się bardziej zanim przekroczy następny próg. Ona ciągle rozbijała głową mur ale zmartwienia zostawiała innym. Była nieopanowana, tak samo jak jej ojciec miała napady gniewu, trzaskała drzwiami, rzucała czym popadnie. I to jej bardzo w życiu zaszkodziło. Tylko w przeciwieństwie do ojca, była ludzka. A być córką tyrana i zachować w sobie ludzkie cechy, to już jest coś.
Nie planuje pani drugiej części tej książki?
Planuję napisać coś znowu o Rosji bolszewickiej. Dostałam mnóstwo listów od czytelników z nowymi wiadomościami i faktami których nie znałam. Powstają więc moje nowe archiwa.
Czy czuje się pani w Polsce już osobą znaną?
Tak znaną jak we Francji to jeszcze nie. Tam mam znane nazwisko, co jest zasługą różnych nagród. Jestem też we francuskiej Wikipedii, mam portal beataderobien.com, w którym po prawej stronie znajduje się polska flaga i można go przeczytać po polsku. Bo z polskości nigdy nie zrezygnuję.